Tytuł: Pieśń Łabędzia
Gatunek: dramat, AU
Bohaterowie: Kim Jongin,
Paring: Kai + ?
Opis: Opowiem o Kim Jonginie - wspaniałym
tancerzu, jakich rzadko teraz się spotyka. Żył
tańcem i wiedziałem, że bez niego jego życie, nie miałoby sensu. To historia o nim. Historia o cudownym łabędziu i jego śpiewie.
Od autorki: Kolejne opowiadanie na konkurs. Pamiętam nadal jak gdzieś w styczniu je pisałam. Tak bardzo się do niego przykładałam. Pomysł bardzo mi się podobał i chciałam go zrealizować tak, jak miałam go zrealizowany już w głowie. Otworzyłam nawet słownik symboli literackich i znalazłam wiele ciekawych rzeczy. Użyłam kilku symboli, które podam na samym dole, gdyż może to być dla was spoiler.
Niestety, efekt, który wam przedstawię nie zadowala mnie. To wszystko naprawdę można rozwinąć a ja to tak po prostu zniszczyłam. Jeszcze zanim je wstawię, dodam to i owo, lecz i tak nie będzie to, co chciałam. Mam nadzieję jednak, że wam chociaż się spodoba.
Dla mnie narratorem jest Baekhyun, ale każdy ma inne wyobrażenia. :)
Spodziewajcie się więcej one shotów, gdyż moja głowa jest pełna pomysłów a laptop zapchany od przeróżnych zaczątków one shotów.
Opowiadanie dedykuję wszystkim, którzy dotychczas czytali moje dzieła. Np. Black Moral, Skajler. Kocham was. <3
***
Opowiem
o Kim Jonginie – wspaniałym tancerzu, jakich rzadko teraz się
spotyka. Zajmował się tym od zawsze i przy każdej okazji
podkreślał, że będzie jednym z najlepszych ludzi tańczących
balet na świecie. Na początku nie myślał konkretnie o takiej
formie tańca. Wybrał go dopiero po obejrzeniu "Jeziora
łabędziego" w teatrze. Był tym tak zafascynowany, że nic nie
było w stanie zmienić tej decyzji. Od razu zdradził swoje marzenie
rodzicom, a oni zapisali go na zajęcia. Szybko pokazał, na co go
stać. Wyróżniał się na tle innych i zaraz po dorośnięciu do
odpowiedniego wieku – przyjęto go do jednego z najlepszych
zespołów w Korei Południowej. Pamiętam dumę na jego twarzy, jak
mi to oznajmiał. Wyglądał, jakby to on odnalazł Amerykę.
Oczywiście,
nie wszyscy mają talent do baletu. Z tym trzeba się już urodzić,
a on wydawał się być do tego stworzony. Żył tańcem i
wiedziałem, że bez niego jego życie, nie miałoby sensu.
*
* *
Wszystko
to wydarzyło się sześćdziesiąt lat temu. Jongin miał
przygotowania do jednego z najważniejszych przedstawień swojego
życia. Po nim wszystkie drzwi kariery stały przed nim otworem.
Wiedziałem, że on mnie nie zawiedzie. Zatańczy jak zwykle
nieziemsko, a ja nie będę mógł znaleźć słów podziwu dla jego
popisu. Często uczęszczałem na próby, by podziwiać jego wyczyny.
Wydawał się być niczym łabędź – piękny i dumny. Każdy jego
ruch był dopracowany, a jego twarz dopasowywała się do każdej
sytuacji niczym maska aktora. On był gwiazdą, a ja głęboko
wierzyłem, że blask który, go otaczał, nigdy nie zgaśnie.
Większość
kroków tanecznych była wymyślana przez niego. To był kolejny
dowód na to, że on ma talent. Oczywiście, pomagała mu trenerka,
pani Lee. Ją także darzyłem ogromnym podziwem i szacunkiem. To
była kobieta ze stali, lecz miała czułe serce i mogła być drugą
matką Jongina. Wierzyła w mojego przyjaciela tak mocno jak ja.
Wiele razy mówiła mi, że jest bardzo dumna z niego, chociaż nie
potrzeba było słów. To było w jej oczach za każdym razem, gdy na
niego patrzyła. Nie dawała tego po sobie poznać, bo nie mogła
nikogo wyróżniać. Wszyscy jednak w grupie wiedzieli, kto jest
spośród nich najlepszy. Ale nie było w tym zazdrości. Cieszyli
się, że w ich zespole jest tak utalentowany tancerz. Nie mówili
tego na głos, bo pani Lee uczyła, że wszyscy są sobie równi.
Rzadko spotykało się tak mądrego nauczyciela baletu. Najlepsi są
ci, których życie wiele nauczyło, a ta kobieta z pewnością wiele
przeszła. Podobno sama była wspaniałą tancerką, ale w wyniku
wypadku samochodowego nie mogła tego kontynuować. Nigdy jednak nie
narzekała. Cieszyła się, że całą swoją wiedzę i umiejętności
mogła przekazać młodszym do siebie, którzy mieli szansę.
Ostatni
dzień przed występem także przyszedłem na próbę. Nie mogłem
jej przegapić pomimo nalegań mojego przyjaciela, abym nie
zaniedbywał swoich obowiązków. Widziałem jednak, że jest
szczęśliwy z mojego wsparcia. Bardzo wiele mu go dawałem. „Jezioro
łabędzie” było dla Jongina jednym z najbardziej podziwianych
baletów i nie chciał przejść do historii jako osoba, która
zniszczyła przedstawienie. Miał do niego ogromny sentyment, bo jak
już wcześniej pisałem, to on natchnął go do baletu. Oczywiście,
każdą z jego obaw odpychałem, mówiąc mu, że jest najlepszy.
Kiedy
oglądałem jego występ, cały czas mocno zaciskałem kciuki,
wierząc, że to w jakiś sposób da mu wsparcie. Po skończonej
próbie, która była jak zwykle bardzo udana, udaliśmy się na
kolację. Składała się ona głównie z warzyw, gdyż mój
przyjaciel starał się przestrzegać diety, a ja postanowiłem tego
wieczoru, że też zjem coś lekkiego.
Po
posiłku wróciliśmy do domu. Mieszkaliśmy razem, gdyż
postanowiliśmy być dorośli i wyprowadzić się od rodziców. Po
powrocie trochę porozmawialiśmy i poszliśmy spać. Jongin nie mógł
tego wieczoru pozwolić na siedzenie do późnej godziny. Musiał się
wyspać, żeby pełen siły mógł pójść na próbę.
*
* *
W
dniu występu nie miałem wiele planów. Starałem się ułożyć mój
grafik w ten sposób, by mieć wiele czasu na przygotowania. Rano,
gdy się obudziłem byłem już sam w domu. Nie martwiłem się, bo
nie miałem czym. Wiedziałem przecież, że mój przyjaciel w tej
chwili jest w teatrze i pieczołowicie ćwiczy „Jezioro łabędzie”.
W spokoju zjadłem śniadanie, napiłem się kawy i poczytałem
trochę książkę. Kiedy uznałem, że nadeszła odpowiednia pora,
ruszyłem w stronę teatru, by dodać otuchy Jonginowi. Zapewne
bardzo się stresował i co chwila sprawdzał, czy pamięta wszystkie
kroki. Tak było zazwyczaj, a ja patrzyłem wówczas na niego,
szczerze rozbawiony.
Tuż
przed wejściem do teatru znajdował się mały tłum. Nie zdziwiło
mnie to, gdyż tak było zazwyczaj przed wielkimi przedstawieniami.
Współczułem ochroniarzom; w te dni mieli pełne ręce roboty. Ja
na szczęście nie musiałem się przepychać. Od dawna mogłem
wchodzić wejściem przeznaczonym tylko dla personelu i
występujących. Jako przyjaciel jednego z głównych tancerzy miałem
wiele przywilejów. Ruszyłem dobrze znanym mi korytarzem, w stronę
ogromnej sali widowiskowej.
Fakt,
iż nikt nie ćwiczył, ogromnie mnie zdziwił. W takich dniach
zazwyczaj na scenie kręciło się wiele tancerzy, trenujących
kroki. Teraz nikogo nie było. Jedynie pani Lee siedziała na
widowni, chowając twarz w dłoniach. Ewidentnie było widać, że
jest czymś załamana. Podszedłem do niej, grzecznie się witając i
pytając czy coś się stało. Tego, czego się wtedy dowiedziałem,
nigdy bym się nie spodziewał. Ta informacja ogromnie mną
wstrząsnęła.
Jongin
doznał poważnej kontuzji podczas jednej z wielu dzisiejszych prób.
Od razu zabrano go do szpitala. Kiedy mój mózg zaczął przetwarzać
inne wiadomości, oprócz tylko i wyłącznie tego, że mój
przyjaciel ma wielki problem, wybiegłem szybko z teatru. Nic mnie
już nie obchodziło. Nie przejmowałem się, że o mało co nie
przewróciłem biednej staruszki. Jedyne, czego chciałem, to
dowiedzieć się, co ze stanem zdrowia mojego przyjaciela. Starałem
się odgonić złe myśli, lecz w tej sytuacji to nie było łatwe.
*
* *
Starałem
się nie myśleć o tym, że to mogło być coś, co zaważyłoby na
karierze przyjaciela. Pragnąłem wszystkiego, tylko nie tego... To
był cios dla każdego, kto znał Jongina, a zwłaszcza dla jego
samego. Pamiętam po dziś dzień jego twarz, kiedy wbiegłem do sali
szpitalnej. Patrzył w okno, jego wzrok był nieobecny. Na twarzy nie
malowały się żadne emocje, lecz gdzieniegdzie można było
zobaczyć pojedyncze ślady po łzach. W tamtej chwili chciałem go
pocieszyć, ale nie istniały słowa, które mogłyby ściągnąć z
jego serca rozpacz.
Żałowałem,
że to akurat on musiał trafić do szpitala. Naprawdę, wolałem
dowiedzieć się o każdej innej rzeczy, która mogła się wydarzyć
komuś z rodziny niż dostać informacje, że Jongin ma złamaną
nogę. To wydarzenie było początkiem końca. Jeszcze nie
zapowiadało burzy, ale ona była tylko kwestią czasu...
*
* *
Dni
upływały monotonnie. Od powrotu przyjaciela do domu zjadały mnie
nerwy. Martwiłem się o Kaia. Przestał o siebie dbać. W
szpitalu pilnowali go, żeby jadł regularnie, ale w mieszkaniu nie
było doktora ani pielęgniarek. Nic nie miało na niego wpływu.
Siedział całymi dniami w swoim pokoju. Nigdzie nie wychodził, nie
uczęszczał na rehabilitacje, nie jadł, nie pił, nie spał. Nic
nie robił oprócz patrzenia w to przeklęte okno.
Żałowałem,
że nie namówiłem go na przeprowadzkę do rodziców. Wiedziałem,
że pani Kim zadbałaby o syna lepiej niż robiłem to ja.
Prawda
była taka, że byłem bez silny. Nie wiedziałem, co ma robić, albo
mówić. Mogłem jedynie patrzeć na to jak Jongin z każdym dniem
upada coraz niżej.
W
końcu postanowiłem poinformować rodziców przyjaciela o tym, co
się dzieje. Od razu zareagowali. Przekonali syna do brania udziału
w rehabilitacji i spożywania posiłków. Może nie dużo, ale lepsze
to niż kompletna głodówka. Nie udało im się przeprowadzić do
siebie syna, ale i tak zrobili więcej niż ja. Lecz widziałem ten
wyrzut w jego oczach. Mimo to starałem się to ignorować. Nie
chciałem przecież dla niego źle, lecz on zapewne nie mógł tego
teraz zrozumieć. Dla niego świat przybrał biało-czarną barwę i
nic nie potrafiło tego zmienić.
Kiedy
Jongin zaczął normalnie się poruszać, zaczęło się robić coraz
gorzej. Kiedy w końcu uznał, że tego nie potrzebuje, przestał
chodzić na konsultacje lekarskie. Często za to wychodził z domu,
nie wracając na noc. Gdy jednak już się pojawiał , był pod
silnym wpływem alkoholu. Nie chciałem jednak martwić tym rodziców
przyjaciela. I tak już dużo zrobili, a ja poczułem, że teraz ja
powinienem zadziałać.
Kolejnej
nocy, kiedy to Kaia nie było w domu, czekałem na niego.
Siedziałem na parapecie, wyglądając przez okno. Chciałem zdusić
w sobie uczucie znużenia. Miałem zamiar czekać, choćby przyszło
mi tak siedzieć całą noc i jeszcze dłużej. Zastanawiałem się
tylko, czy będę w stanie porozmawiać z przyjacielem, jak ten
wróci. Wiedziałem, że nie dogadam się z nim, jeżeli będzie
silnie odurzony alkoholem. Dzisiaj jednak los musiał się do mnie
uśmiechnąć. Jongin nie wrócił aż tak późno i na dodatek nie
był w tak silnym stanie nie trzeźwości, jak zazwyczaj. Na początku
postanowił mnie zignorować i ruszył prosto do pokoju. Nadal był
na mnie zły za to, że powiedziałem jego rodzicom o jego
zachowaniu. Prawdę mówiąc, to nie odezwał się w mojej obecności
od tamtego czasu.
-
Możemy porozmawiać? - spytałem więc, starając się, aby mój
głos nie drżał. Stresowałem się, jak każdy na moim miejscu.
Temat, który chciałem poruszyć, nie należał do przyjemnych. Był
jak bomba, która nieodpowiednio tknięta, mogła wybuchnąć.
Jongin
nic nie odpowiedział na moje pytanie. Jedynie odwrócił się do
mnie przodem i oparł o ścianę.
-
Nie chciałem mówić tego wszystkiego twoim rodzicom, bo już dosyć
się martwią – zacząłem, lecz zmuszony byłem przerwać, słysząc
prychnięcie przyjaciela. - Zrozum, martwię się o ciebie. W ogóle
cię nie poznaję. Wychodzisz z domu i nie wracasz przez bardzo długi
czas, a jak już jesteś, to w stanie tak nie trzeźwym, że mógłbyś
się czołgać po podłodze.
-
To co robię jest moją sprawą – przyjaciel przerwał mi, lecz nie
miałem zamiaru tak łatwo dawać za wygraną.
-
Daj mi dokończyć, proszę - kontynuowałem, starając się mówić
spokojnym głosem. - Na dodatek nie chodzisz już do lekarza, a na
pewno musisz, bo to że chodzisz tak perfekcyjnie, nie oznacza, że
jesteś całkowicie zdrowy. W końcu to było złamanie, a nie jakieś
zwichnięcie..-
-
Nie musisz mi tego przypominać – warknął w odpowiedzi. - Teraz
ja ci coś powiem. Wy wszyscy myślicie, że to była tylko kontuzja.
Otóż nie! Jak myślisz, co dla tancerza oznacza złamana noga?
Koniec kariery! Skończyło się, to był mój ostatni występ, a
wraz z nim nadszedł kres wszystkiego!-
-
Ale - próba przerwania przyjacielowi nie odniosła skutków. Tamten
coraz bardziej się nakręcał.
-
Nie przerywaj mi! - krzyknął. Jego dłonie były zaciśnięte w
mocne pięści. - Mój występ się skończył, a wraz z nim moja
kariera. A z nią moje życie! Nie rozumiesz?! Ja bez tańca nie
potrafię żyć, bez niego jestem nikim! Wychodzę z domu, bo
wszystko mi tutaj przypomina o tym, co było. Alkohol pomaga mi
chociaż na chwilę oderwać myśli od tego, co się właśnie
skończyło. Przestańcie mi mówić, co mam robić. Zrozumcie
wreszcie, że ja już nie żyję! -
*
* *
Wyobraźcie
sobie, że jest rzecz, którą kochacie robić ponad życie i
poświęcacie się temu w całości. Nagle jednak wydarzyło się
coś, co uniemożliwia wam dalsze praktykowanie tej czynności.
Tak
też właśnie wszystko sobie tłumaczyłem i starałem się
odpowiedzieć na pytanie: „Co ja bym wtedy zrobił?".
Zaczynało do mnie docierać, że Jongin był z nami ciałem, ale
jego duch już dawno umarł. Po moim przyjacielu została już tylko
pusta skorupa. Był jak lalka i choćbym nie wiem jak bardzo próbował
go wtedy uratować, moje starania szły na marne.
Oczywiście,
nie zaniechałem prób uratowania go. Tliła się we mnie jeszcze
mała iskierka nadziei, że to nie jest koniec. Robiłem co w mojej
mocy, ale niektórym nie można już pomóc. Osoby, takie jak Jongin,
które zatraciły się w tym, co kochały, nie mogły bez tego żyć.
Kiedy to tracili, razem z miłością ich życia, odchodziła także
ich cząstka. Czasem większa lub mniejsza... W przypadku mojego
przyjaciela, cała jego dusza została poświęcona baletowi. Dla
niego już dawno nie było ratunku... Żałuję, ale taka była
prawda, która doszła do mnie za późno. Może gdybym wtedy z nim
nie porozmawiał, nie straciłbym go aż tak szybko?
*
* *
W
moim życiu pojawiło się wiele ważnych momentów: narodziny,
pierwszy dzień w szkole, pierwsza miłość, pogrzeb ukochanej babci
i wiele innych znaczących wydarzeń. Nie wszystkie pamiętałem, ale
jest jedno, którego nie byłem w stanie wyrzucić z pamięci, mimo
usilnych starań. Każdy ma w życiu chwile szczęścia i rozpaczy.
Dzień, w którym Jongin zatańczył ze śmiercią, należał do tych
smutnych, których zapamiętanie nie należało do rzeczy pożądanych,
lecz także nie było nieuniknione.
Tamtego
pamiętnego dnia cały dzień miałem silne przeczucie, że coś się
święci. Mentalnie wyczuwałem, że nic nie jest w porządku. Nigdy
nienawidziłem mojej intuicji, bo jej wyroki zawsze się sprawdzały.
Moje podejrzenia zostały potwierdzone wiadomością, którą
otrzymałem.
Bardzo
chciałem, aby wszystko okazało się nieprawdą. Podczas drogi na
miejsce wmawiałem sobie, że to jakieś okropne kłamstwo. Kiedy
jednak dotarłem do teatru i zobaczyłem bezwładne ciało mojego
przyjaciela, zwisające spod sufitu, nie mogłem już powiedzieć, że
ktoś zrobił mi okropny kawał.
Sowa
śmierci huczała nad moim przyjacielem od dawna, a teraz widziałem
tego skutki. Najbardziej przerażał mnie wybór miejsca do
samobójstwa. Nie było to w domu, nad jeziorem lub innym
przypadkowym miejscem. To było w teatrze, jego ukochanym miejscu, w
którym spędził większość swojego życia. Byłem w szoku i z
trudem utrzymywałem się na nogach. Musiałem oprzeć się o ścianę.
Nie chciałem powstrzymywać łez, które spływały po moich
policzkach. Cieszyłem się, że nikt do mnie nie podchodzi. Chciałem
być sam. Potrzebowałem teraz samotności.
Potem
przyjechała policja i zaczęła zbierać zeznania świadków. Jednym
z głównych była pani Lee, która stała z boku. Po raz pierwszy
widziałem, żeby płakała. To była kobieta o silnych nerwach, ale
ten widok był w stanie załamać niejedną osobę. Państwo Kim
przyjechali krótko po stróżach prawa i pomimo ich zakazów weszli,
by zobaczyć syna.
W
ten dzień padał deszcz, a niebo przybrało kolor popiołu. Szare
były też nasze myśli. Trudno było powstrzymać rozpacz, która
cisnęła się wszystkim na serca. Stałem się jak sosna - samotny.
Straciłem jedną z osób, która była mi droga w życiu. Do tej
pory czuję , że mogłem temu zapobiec. Wiele razy rodzice
przyjaciela prosili mnie, aby nie obwiniał się, ale nie byłem w
stanie tego nie robić.
Pogrzeb
Jongina też nie należał do dni pogodnych. Tak właściwie to był
dokładnie taki jak dzień, w którym popełnił samobójstwo. Niebo
od dawna płakało, przykrywając świat swoimi łzami. Nad grobem
mojego przyjaciela zebrała się grupa osób, każdy z czarnym
parasolem. Ja byłem jednym z tych, którzy go nie mieli. A może nie
chcieli? Szczerze powiedziawszy, wolałem moknąć. Wtedy było mi
wszystko obojętne. Przez to wydarzenie potrafiłem dokładnie
zrozumieć Jongina. On stracił jedyną rzecz, dla której żył,a ja
jedyną osobę, dla której moje serce biło. Tak, od dawna darzyłem
go uczuciem. Nie czułem się dobrze z myślą, że zrozumiałem to
dopiero na jego pogrzebie. Może gdybym mu to wyznał wtedy,
zmieniłbym coś? Czy stałbym wtedy tutaj, gdzie stoję? Nie wiem...
Smutny
stałem z boku, starając się zrozumieć coś z przemowy księdza.
Nie byłem jednak w stanie. W głowie szumiała mi krew, a ja miałem
ochotę rzucić się na trumnę, by zakopali mnie razem z nią pod
ziemią. Nie miałem jednak wyjścia i musiałem powstrzymać to
uczucie. Naprawdę, nie było to łatwe. Widok zrozpaczonej matki
przyjaciela nie poprawiał mojego samopoczucia ani odrobinę. Rodzice
nie powinni grzebać swoich dzieci, a zwłaszcza, jeżeli było to
ich jedyne potomstwo.
Wiele
razy odwiedzałem jeszcze państwo Kim, ale Jongin zabrał ze sobą
do grobu całą radość z tego domu. Czas wolno przemijał. Miałem
wrażenie, że robi mi na przekór, gdyż ja bardzo szybko chciałem
odejść. Bardzo szybko odeszła mama mojego przyjaciela, a wkrótce
po niej jej mąż. Każdy z pogrzebów był przygnębiający i
przynosił wiele wspomnień. Potem odeszła pani Lee, a ja zostałem
sam na tym świecie.
Obiecałem
sobie jednak, że nie popełnię samobójstwa. Taką przysięgę
składałem nad każdym grobem. Trzymałem się jej mocno.
A
teraz czuję, że i na mnie przychodzi pora. Jak już pisałem, moje
przeczucia zawsze się spełniają. Napisałem to wszystko z wielkim
bólem serca, ale nie chciałem zabierać tego ze sobą do grobu.
Jestem pewny, że moje życie dobiega ku końcowi. Tak jak i ta
historia. Historia o wspaniałym łabędziu i jego pieśni.
_____
Łabędzia pieśń - metaforyczne określenie czyjegoś ostatniego dzieła, występu lub ostatniej wypowiedzi.
Sowa - ptak śmierci. (...) Hukanie sowy jest złowróżbnym znakiem, często z zaświatów.
Symbolika tańca jest wyjątkowo wieloznaczna. (...) Taniec symbolizuje śmierć lub bierność, marazm, poddanie się.
NARESZCIE! Nawet nie wiesz ile musiałam się na Ciebie naczekać~ Dziękuję bardzo za dedykację, to naprawdę miłe z Twoje strony! :3 Mordka mi się cieszy przez to. No to tak: Na pewno teraz o wiele częściej będę odwiedzać tego bloga, skoro masz głowę pełną pomysłów. Już nie mogę się doczekać następnych opowiadań. Oczywiście (jakby inaczej) zadam Ci pewne pytanie: które miejsce zajęłaś w konkursie? :> Jestem tak strasznie ciekawa, bo ta historia zasługuje na pierwsze.
OdpowiedzUsuńCo do tekstu powyżej, to u mnie (w moim muzgó) narratorem był Kyungsoo... Nie wiem czy to dlatego, że się już nie rozstaję z myślą, że Kai i on są razem czy co. No ale nie ważne. Najważniejsze, wg mnie było przekazanie emocji w opowiadaniu, zrobiłaś to brawurowo, naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Mnie zazwyczaj nie wychodzą opisy, dlatego zazdroszczę~! Jongin poświęcony baletowi, to chyba jedyna rzecz, z którą go potrafię skojarzyć. Trudno jest się pozbierać po takim wypadku, jednakże myślę, że nie powinien się od razu poddawać (chociaż to też zależy od rodzaju człowieka), mógł razem z przyjacielem pokonać przeciwności i dalej kontynuować, chociażby coś związanego z tańcem. Nie znam się na złamaniach i załamaniach... Tylko tak sobie gdybam. Końcówka natomiast totalnie zbiła mnie z tropu. Pomyślałam "a jednak, nie dał rady", przyznam się, że czekałam gdzieś na ten moment, w którym się pozbiera. No cóż, może nie wszystko da się poukładać :< Smutna ta historia. Na pewno teraz od razu trafi do moich ulubionych.
Życzę Ci powodzenia w pisaniu, dużo zapału do pracy! ♥
Na dodatek szablon mnie uwiódł, jest przepiękny! *^*
Powiem tak - konkurs został odwołany. A przynajmniej tak sądzę, bo nikt kto wysłał pracę, nie dostał odzewu. Ja stwierdziłam, że nie będę czekać jak głupia i opublikuję to w końcu. :)
UsuńOstatnio wychodzą mi tylko smutne. ;< Ja pisząc to od początku wiedziałam, że Kai nie da rady. Nie widziałam tej przyszłości, w której by się pozbierał i powiedział no cóż, było - minęło .
Bardzo dziękuję za kochany komentarz od ciebie. ♥ W sumie to jest to bardzo motywujące i popycha do dalszego tworzenia. ^^
Jeszcze raz bardzo dziękuję. ;*