Memories of December

Tytuł: Memories of December
Gatunek: angst, AU
Bohaterowie: Oh Se Hun
Paring: Sehun + ? 
Opis: Pamiętam, jak przychodziłem tutaj z tobą. Tak właściwie, to żadna ze wspólnych naszych chwil nie zniknęła w odmętach mojego umysłu. 
Wiesz dlaczego wszystko tak pieczołowicie spisywałem w pamiętniku? Żebyś pozostał w mojej pamięci zawsze taki sam, bez zmienny.
Od autorki: Opowiadanie napisałam już dawno, ale nie mogłam wam go opublikować, gdyż wysłałam go na konkurs. A skoro już dostałam wyniki, to stwierdziłam, że na Święta może się nadać. Niestety jest krótki, ale nie chciałam go popsuć. Dlaczego jedynym bohaterem jest Sehun? Bo jest to napisane w takiej formie, że nie napisałam kim jest autor. Tutaj wy decydujecie jaki jest paring. Wy to sobie wyobrażacie tak jak wy chcecie. Nie wiem czy to dobra forma, czy nie. Ale chętnie przeczytam wasze opinie na ten temat.  Soundtracku nie przygotowałam, ale jeżeli na ostatni fragment mam wam coś zaproponować, to może być to Big Bang - Haru Haru i EXO - Baby, Don't Cry.

* * *

Stanąłem na pagórku, przyglądając się widokowi, jaki ukazał się moim oczom. Ogromne lodowisko, a na nim mnóstwo ludzi, jadących obok siebie, z szerokimi uśmiechami. Przychodziłem tutaj każdego dnia zimy. Ponownie poczułem ciepłe łzy, spływające po moim policzku. Usiadłem powoli na pobliskiej ławce. Minęło już pięćdziesiąt pięć lat od twojej śmierci, a ja wciąż pamiętam każdą chwilę spędzoną z tobą, jakby to wydarzyło się wczoraj. Zwłaszcza ten dzień, w którym powiedziałeś mi, że mnie kochasz. Do tej pory czuję to ciepło, które rozlało się po moim sercu, motyle w brzuchu, które latały jak szalone. To było wspaniałe uczucie...

07.12.1968r.

Cały dzisiejszy dzień byłem bardzo podekscytowany. Powód był prosty. Miałem się dzisiaj spotkać z Sehunem. Postanowił dotrzymać słowa i nauczyć mnie jeździć na łyżwach. Ale to nie one wywoływały moje szczęście, tylko fakt, iż spędzę ten wieczór z moim przyjacielem.
Gdy nadeszła pora wyjścia, Sehun był pod moimi drzwiami punktualnie. Szliśmy w stronę lodowiska, wesoło rozmawiając. Chłód, który dawał się we znaki, dla mnie był niemal nieodczuwalny. Wydawał się być mały i nieistotny.
Już z daleka dało się dostrzec latarnie oświetlające zamarznięty staw, po którym jeździło kilka osób.
Wchodząc na lodowisko, bardzo kurczowo trzymałem się ręki Sehuna. Nie chciałem zaraz po wejściu przewrócić się, lecz niestety, wiele rzeczy wskazywało na to, iż będzie to nieuniknione. Czując pod stopami śliski lód, serce zaczęło mi bić coraz szybciej. Od razu złapałem się bramki, ogradzającej cały stawik. Jechałem strasznie niezdarnie i dziwiłem się mojemu towarzyszowi, że ani razu się ze mnie nie zaśmiał. Ja prawdopodobnie umarłbym ze śmiechu. Czas bardzo szybko mijał, a nieistotny do tej pory mróz, zaczynał dawać się we znaki. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na gorącą czekoladę. Ja od razu poszedłem usiąść na ławkę, a Sehun ruszył do starszej pani, sprzedającej różne ciepłe napoje. Szybko się uwinął i już po chwili w ciszy piliśmy gorącą czekoladę. Ona nieco nas rozgrzała, ale nie miałem już ochoty wracać na lodowisko, czego mój przyjaciel bardzo szybko się domyślił.
Postanowił odprowadzić mnie do domu. Wtedy na ławce nie zauważyłem małej karteczki, którą Sehun ukrył w kieszonce mojej kurtki. Dopiero w domu ją zauważyłem, a jej treść poruszyła moje serce. Motyle w moim brzuchu poczęły dziko szaleć.
Kocham Cię” - słowa, które potrafią zmienić całe życie...

Powoli wstałem, by ruszyć w stronę centrum miasta. Łzy przestały lecieć. Zamiast nich czułem ból w piersi. Wszystkie te emocje, które towarzyszyły mi pięćdziesiąt pięć lat temu, nie zniknęły. Towarzyszyły mi przez całe moje życie. Ale nie chciałem ich stracić. Mimo iż czasami bolały, to wiem, że bez nich nie dożyłbym tych siedemdziesięciu pięciu lat.
Ani się obejrzałem, a dotarłem na miejsce. Przede mną rozciągał się ogromny budynek centrum handlowego. Niegdyś stały tutaj o wiele mniejsze budynki. Dla mnie ważny był tylko ten jeden. Była tu kawiarenka, do której bardzo często chodziłem z Sehunem. Nie było tygodnia, żebym nie pił tutaj kawy, chociaż jeden raz.

21.12.1968r.

Siedziałem przy stoliku. Przyszedłem o wiele za wcześnie, ale tak było zawsze. Nie lubiłem się spóźniać. Spojrzałem na kelnerkę, która parzyła właśnie dwie kawy. Yuna była bardzo miłą osobą. Często prowadziliśmy ze sobą długie rozmowy na przeróżne tematy. Tyle razy przychodziłem do tej kawiarenki, że nie sposób było nie poznać jej. Punktualnie o 16:00, Sehun wszedł do pomieszczenia. Szybko oswobodził się z kurtki, czapki i szalika, by już po chwili usiąść naprzeciwko mnie z szerokim uśmiechem. Postanowiliśmy, że tego roku święta spędzimy razem. Obydwoje nie mieliśmy gdzie się podziać. Moja mama zmarła dwa lata temu, a rodzice Sehuna byli z nim w napiętych stosunkach. To czyniło z nas dwie sieroty, które nie miały się gdzie podziać. Cieszyłem się, że w tych okolicznościach, będę mógł ten niezwykły czas spędzić razem z nim. Zwłaszcza, że od niedawna nie byliśmy tylko przyjaciółmi. Pamiętam, jak rzuciłem mu się wtedy na szyję, z szerokim uśmiechem mówiąc mu, że też go kocham. Wtedy czułem, że mógłbym mu to mówić zawsze.

W moich oczach ponownie zaczynały pojawiać się łzy. Przycisnąłem do piersi pamiętnik, w którym miałem wszystkie moje wspomnienia. Zacząłem go prowadzić w dniu, kiedy poznałem Sehuna. Wtedy wydawało mi się to głupotą, dzisiaj jestem sobie wdzięczny, że nie przestawałem pisać. Przerzuciłem pożółkłe kartki, przeglądając wpisy. Było w nich tyle emocji: nadziei, szczęścia... Cały pamiętnik zdawał się być nimi wypełniony. Cały z wyjątkiem ostatnich kartek...
Westchnąłem, powoli ruszając z powrotem w stronę tej części miasta, gdzie przeważała natura. Kiedyś było ich więcej. Teraz został po nich tylko ten jeden fragment. Cieszę się, że z pomocą tych kilku osób, udało mi się te miejsca ocalić. Miały tam powstać inne centra handlowe, lecz dzięki mojej zawziętości i dobroci serca tych paru ludzi, te plany nie zostały zrealizowane.
Ogromnym sentymentem darzyłem park, w którym rosło bardzo wiele wiśni. Wiosną, kwiaty tych drzew, były tam wszędzie. To były jego ulubione...

24.12.1968r.

Zegar wybijał południe. Po załatwieniu wszystkich ważnych spraw zaproponowałem Sehunowi, byśmy poszli do Parku Kwitnącej Wiśni. Odpowiedź na to pytanie była mi dobrze znana. Ruszyliśmy bez chwili zwłoki i w bardzo szybkim tempie dotarliśmy na miejsce. Widziałem żal w oczach mojego towarzysza. Zawsze wolał wiosnę, bo o tej porze miejsce to było obsypane kwiatami wiśni. Żałowałem, że nie potrafię zmieniać pór roku. Dałbym wszystko za to, by ujrzeć uśmiech Sehuna. Ale nie ten, którym obdarzał mnie na co dzień, lecz ten wyjątkowy, który pojawiał się tylko w bardzo wyjątkowych okazjach. Mimo to, nie mogłem nic zrobić. Żałuję...

Zawsze żałowałem i żałuję do tej pory. Inni nazwaliby to błahostką, ale dla mnie była to rzecz bardzo ważna. Uszczęśliwienie Sehuna stało się moim priorytetem. Starałem się jak mogłem, by smutek nigdy nie zagościł na jego twarzy. Walczyłem o to do samego końca.
Spojrzałem na zegarek, który nosiłem na nadgarstku. Dochodziła godzina 20:00. Miałem jeszcze trochę czasu, by odwiedzić to jedno, ostatnie miejsce, więc żwawo ruszyłem w jego kierunku. Nie przeszkadzały mi ogromne zaspy, przez które musiałem się przedrzeć, ani śnieg, który zaczął gęsto sypać. Wytrwale dążyłem do celu. Nie chciałem odpuścić.
W końcu moim oczom ukazał się mały, zniszczony budynek. Mogłoby się wydawać, że nie ma on dla nikogo żadnego znaczenia. Ale nie było tak. Miejsce to darzyłem ogromnym przywiązaniem. Kiedyś w tym starym budynku znajdował się mały sklepik, w którym pracowałem za młodu. Sprzedawałem tam świece i różne pachnidła dla umilenia wnętrza domu. Razem ze mną za ladą stała moja szefowa – pani Chan. Wspominam ją bardzo ciepło. Cenię za bardzo dobre serce. Ta z pozoru mała, drobna osoba, miała bardzo silną osobowość. Podziwiałem ją za jej wytrwałość. Poznałem ją w czasach, kiedy została wdową i mimo tak ogromnej dla niej straty ani razu nie pokazała, jak bardzo brakuje jej męża. To od niej nauczyłem się tej bardzo ważnej cechy. Gdyby nie ona, prawdopodobnie załamałbym się. Ta kobieta pomogła mi się podnieść, gdy było mi ciężko i mogę śmiało myśleć o niej jak o najlepszej przyjaciółce. Jej stratę bardzo przeżyłem, a wraz z jej śmiercią, umarł też sklepik. Mimo moich starań nie udało mi się go uratować.
Nie tylko wspomnienia o pani Chan tak bardzo przywiązały mnie do tego miejsca. To tutaj poznałem Sehuna. Ten dzień jest jednym z najbardziej żywych wspomnień. Nie potrzebowałem pamiętnika, by go odtworzyć. Wystarczyła jedna myśl z nim związana, by przed oczami stanął mi żywy obraz tamtego wydarzenia. Dzień, w którym on po raz pierwszy wszedł do tego sklepiku, kompletnie zmienił moje życie. Już na początku wydawał być się inny, wyjątkowy, lecz po wyjściu z tego budynku, nie myślałem, że jeszcze go zobaczę. Ta myśl okazała się być błędna. Od tamtego dnia codziennie przychodził kupować cały czas to samo. Powoli zaczynaliśmy rozmawiać, poznawać się... Ani się obejrzeliśmy, a zostaliśmy przyjaciółmi. Zawsze po skończonej pracy Sehun przychodził, by odprowadzić mnie do domu.
Dlaczego więc musiało się to skończyć?
Nagle poczułem kłujący ból w klatce piersiowej.
-Czas się zbierać – powiedziałem cicho.
Ostatni raz spojrzałem na mały budynek. Z żalem ruszyłem do domu, by skończyć swój ostatni spacer. Nie trwało to długo, gdyż moje mieszkanie było położone niedaleko. Wejście na drugie piętro zmęczyło mnie jak nigdy dotąd. Coraz trudniej mi się oddychało. Powoli otworzyłem drzwi, by już po chwili kierować się w stronę małego saloniku. Nie przejmowałem się tym, że nie zamknąłem drzwi na zamek. Usiadłem powoli w fotelu, obejmując wzrokiem małe pomieszczenie.
Zapaliłem lampkę, by w jej słabym świetle móc odczytać ten wpis, który wyjątkowo różnił się od innych. Był pełen smutku i goryczy.

30.09.1968r.

Dlaczego...
Dlaczego on...
Dlaczego on musiał umrzeć?!
Dlaczego ze świata odchodzą ci, którzy na to nie zasługują?!
Akurat teraz, kiedy jego życie nabrało wesołych barw?!
Dlaczego musiał mnie opuścić?! Czemu nie powiedział mi o niczym?

Dzisiaj rano pielęgniarka poinformowała mnie o tym, że Sehun jest w szpitalu. Oczywiście od razu do niego pobiegłem.
A gdy wbiegłem do szpitala, dowiedziałem się, że on jest na sali operacyjnej.
Kilka minut później do szpitala przyszła pani Chan i Yuna.
A kiedy otworzyły się drzwi od sali, zobaczyłem go...
Leżał na łóżku, a jego skóra była nienaturalnie blada.
Umarł...
A ja widząc go w tym stanie, miałem ochotę położyć się obok niego i odejść razem z nim. Nie obchodziło mnie już nic. Pragnąłem tylko być przy nim na zawsze.
Nie przejmowałem się łzami, które lecą z moich oczu.
Tego dnia nie obchodziło mnie już nic.
Chcę umrzeć..
Pragnę być z Sehunem...
Zawsze...

Delikatnie pogładziłem palcami kartkę... Tak bardzo pragnąłem wtedy odejść. Mimo to czułem, że ktoś tam na górze nie chce tego. Gdyby tak nie było, umarłbym już wtedy, podczas mojej nieudanej próby samobójczej. Siedziałem wtedy na tym fotelu. Już miałem połknąć tabletki, lecz wtedy do pokoju weszła pani Chan. Pomogła mi, a ja byłem jej za to zawsze wdzięczny. Dzięki tej kobiecie dożyłem sędziwego wieku, a podczas mojego długiego życia pomogłem wielu osobom. Przestałem żałować, że wtedy nie umarłem. Nie miałem też za złe Sehunowi, że nie powiedział mi nic o swojej chorobie. Pamiętam słowa, które napisał mi w liście pożegnalnym.

Dziękuję Ci. Pewnie obarczasz siebie winą, że mi nie pomogłeś. Że nie mogłeś tego zrobić.
Mylisz się...
Nasza przyjaźń, Twoja miłość do mnie. Nie masz pojęcia, jak wiele szczęścia wniosłeś w moje życie.
Nigdy nie przestawaj taki być.
Bądź taki, jaki byłeś ze mną.
A gdy nadejdzie czas, spotkamy się znowu...

Przycisnąłem pamiętnik mocno do serca, czując jak łzy lecą z moich policzków. Słyszałem bicie swojego serca, które było coraz bardziej wolne. Zamknąłem powoli oczy, uśmiechając się.
-W końcu się spotkamy - powiedziałem cicho, coraz trudniej nabierając powietrze.- Znowu będziemy razem...
Moje serce biło coraz wolniej. Na twarzy nadal miałem uśmiech.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na mojej. Powoli otworzyłem oczy. Obok mnie stał Sehun, a jego twarz była taka, jaką ją zapamiętałem. Wesołe iskry, tańczące w jego oczach, poczochrane brązowe włosy; jasna, pogodna twarz. I wtedy go dostrzegłem, a jego widok rozlał na mojej duszy falę ciepła. Ten uśmiech, który tak bardzo chciałem od dawna zobaczyć.
On delikatnie chwycił moją dłoń, a ja powoli wstałem. Przed nami widniał ogromny snop światła. Ruszyliśmy w jego kierunku.
Spojrzałem na moją dłoń. Nie było na niej pomarszczonej, suchej skóry. Na powrót była to dłoń z czasów, kiedy miałem 20 lat.
Zanim do końca otoczeni zostaliśmy przez światłość, spojrzałem ostatni raz na fotel, na którym zostało moje ciało. Na twarzy widniał uśmiech, a z policzka spływała ostatnia łza.
Mocniej chwyciłem dłoń Sehuna, by po chwili pewnie wkroczyć w sam środek blasku.
To był początek wiecznego szczęścia.

3 komentarze:

  1. Ojeeej! Jakie to smutne... Przyznam, że doprowadziłaś mnie tym opowiadaniem do łez. Nie wiem co napisać, naprawdę. Chociaż zakończenie było raczej ponure, bo w końcu śmierć nie jest niczym przyjemnym, to jednak dało się odczuć taki radosny klimat. Nareszcie (Luhan) spotkał się z Sehunem w zaświatach. Wyobraziłam sobie właśnie jego, bo nie lubię odstawać od raz pokazanych mi pairingów. HunHan będzie na istniał ponad wieczność! Super, że wysłałaś tę historię na konkurs. Które miejsce zajęłaś? Pierwsze czy drugie? :)
    Wszystkie te retrospekcje na pewno długo zostaną w mojej pamięci. Tak samo jak ten oneshot. Perfekcyjny!
    Pozdrawiam gorąco~! Hwaiting.
    A co do piosenki to wczułam się za bardzo poprzez ten utwór: Koda - Staying

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Bardzo motywujący. Przyznam, że sama jak pisałam to powiadanie, to płakałam.
      Tak, ja też jestem wielką fanką HunHana.
      Otrzymałam wyróżnienie, ale jestem z tego zadowolona.
      Muzyka, którą zaproponowałaś, bardzo pasuje. Podoba mi się. ^^
      Również pozdrawiam i dziękuję bardzo. ♥

      Usuń
  2. Nominowałam Cię do Liebster Award, więcej informacji tutaj:

    http://xo-exo.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń